Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, jak bardzo twój wewnętrzny poziom jakości wykonywania zadań wpływa na…Twoją prokrastynację (odkładanie rzeczy na później)? Co Ci wyszło? Jeśli wskaźnik jest wysoki to koniecznie musisz przeczytać ten wpis. Jest niski? Nie szkodzi, przeczytaj i tak, aby uchronić się przed pułapką nadmiernego perfekcjonizmu, ponieważ on może zabić Twój kolejny projekt.
Jestem pewna, że słyszałeś/słyszałaś tę historię o płycie Edyty Bartosiewicz. Jedna z plotek głosiła, że po nagraniu genialnego albumu, wokalistka i kompozytorka chciała tak bardzo przebić sukces poprzedniego krążka, że pracowała nad nowymi kompozycjami tak długo, że w końcu nie była w stanie wydać nic. A fani czekali na jej najnowsze piosenki coś ponad dziesięć lat.
To tak tytułem wstępu, ponieważ jestem pewna, że już powoli domyślasz się, jaki temat dziś poruszę. Tak, masz zupełną rację. Dziś będzie o perfekcjonizmie. Niepotrzebnym zjadaczu Twojego czasu i energii po to, żeby wszystko było jak spod igły. Swoją drogą: sprawdzałeś/sprawdzałaś kiedykolwiek, ile wyrażeń, frazeologizmów, synonimów mamy do słowa perfekcyjny? Jeśli nie to, zrób to. Jestem pewna, że się zdziwisz i przy okazji pokaże Ci to, jak bardzo idealizm jest wpisany w naszą kulturę. Z kolei ja pokażę Ci dzisiaj, jak bardzo robienie wszystkiego na 300 procent jest bez sensu. Dlaczego na 300? Ponieważ 100 procent, w przypadku perfekcjonistów, to poziom dla amatorów 🙂
Idealizm jest fajny, ale…
Myślę, że zanim zacznę moje wywody o perfekcjonizmie, fajnie byłoby zdefiniować termin. Perfekcjonizm jest postawą człowieka, w ramach której chce on wykonywać wszystkie czynności najlepiej jak potrafi. Jest to dla niego przesłanka nadrzędna. I pewnie teraz zmarszczysz czoło i powiesz: „No dobra, ale, co w tym złego, że ktoś chce zrobić coś najlepiej jak potrafi?”. Otóż muszę Ci, niestety, wytknąć, że mylisz pojęcia. Perfekcjonizm nie jest dobrym stanem, ponieważ nakłada na człowieka presję, aby spełnić bardzo wysokie standardy. Te z kolei oddziałują na myślenie, szczególnie, jeśli cele, które sobie stawiasz są nierealne, nieosiągalne albo wymagają od Ciebie tak dużego wysiłku, że utrudnia to dobre samopoczucie. W szczególności, kiedy perfekcjonizmowi towarzyszy lęk przed porażką. Nakręcasz się wtedy tak bardzo, że zaczynasz wierzyć, iż od wykonania zadania na naprawdę niemożliwym do wykonania poziomie zależysz TY, Twoja reputacja i wszystko, co kiedykolwiek sobą reprezentowałeś/reprezentowałaś. Nie wiem, jak Ty, ale ja się zmęczyłam już od samego pisania o tak ogromnej presji ze strony samego siebie.
Jak to się dzieje, że ktoś zostaje perfekcjonistą? Dużo zależy od naszej kultury. Jeśli wykonałeś/wykonałaś zadanie z drugiego akapitu tego tekstu to pewnie już wiesz, jak dużo synonimów słowa „idealny” znajduje się w słowniku. Jeśli tego nie zrobiłeś/zrobiłaś to podpowiem, że jest ich 27 linijek. Serio.
Wszystko zazwyczaj zaczyna się w dzieciństwie, kiedy to rodzice porównują dokonania swoich dzieci z dzieciakami, które pewne zadania wykonały o niebo lepiej. Masz takie historie? Ja mam. Tak się składa, że jestem kiepska w rysowaniu i nawet w przedszkolu miałam problem z kolorowaniem do linii. Moja koleżanka Magda nie. Teraz oczywiście się śmieję, że żadne linie mnie nie ograniczają, ale wtedy starałam się nie wychodzić za tę nieszczęsną linię. Oczywiście wtedy mi nie wychodziło, ale, napiszę to jeszcze raz: żadne obrazki nie będą mnie ograniczać i jak chcę mieć trawę też na piesku/kotku, to kto bogatemu zabroni. Tylko że teraz jestem dorosła. No, ale chyba rozumiesz, jak kształtuje się ten mechanizm. Będąc dzieckiem po prostu widzisz, że to, co robisz nie jest wystarczające i musisz się przyłożyć, żeby otoczenie było z Ciebie zadowolone, ponieważ wtedy zasłużysz na jego miłość i akceptację. Nie wiesz też, że choćbyś stanął/stanęła na przysłowiowych rzęsach to dla bliskich to nadal może być za mało.
Ale to nie koniec, ponieważ później jest jeszcze lepiej. Pewnie zgodzisz się ze mną, że wszyscy lubią jak powierzane przez nich zadania wykonywane są na tip-top. Szukamy podwykonawców, którzy są skrupulatni, sumienni i od razu zabierają się do pracy po to, aby dosłownie wyprodukować dzieło swojego życia. Co z tego, że zadania ich przerastają, są niezadowoleni z płacy, warunków pracy i w końcu dopadają ich depresja albo inne kłopoty zdrowotne. Ważne jest to, że zlecenie zostało wykonane na niemożliwym wręcz poziomie. A że tam jakiś zawał albo coś…no taki skutek uboczny.
Obawiam się, że to jeszcze nie koniec, ale nie wiem, czy powinnam kopać leżącego. Bo pewnie tak właśnie się czujesz teraz, prawda? Ok, dobrze. Napiszę. Miejmy już niewygodną prawdę za sobą. Perfekcjonizm wynika z naszej kultury. Nie wiem, czy czytałeś książkę Brene Brown pod tytułem „Z wielką odwagą”. Pisze w niej, że obecnie żyjemy w kulturze „nigdy dość”. Czyli jeśli masz mieszkanie to pragniesz mieć większe (albo dom), jeśli jest samochód to zaraz pragniesz zamienić go na inny, bardziej wypasiony model, jeśli telefon to z bajerami i najlepiej co dwa lata lub nawet wcześniej… Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale podejrzewam, że wiesz dokładnie, o co mi chodzi. Nigdy dość, między innymi dzięki przekazowi medialnemu, sprawia, że nieustannie gonimy króliczka, ciągle odczuwamy niedosyt, potrzebujemy mieć więcej i lepiej. A do tego nieustannie bierzemy udział w wielkim społecznym wyścigu o to, kto ma więcej.
Co się dzieje, kiedy nieustannie ulepszasz swój projekt?
Skoro już wiesz powyższe, myślę, że warto, żebyś zastanowił się nad tym, co dzieje się z twoim projektem w momencie, w którym postanawiasz oddać go gotowego tak na, żeby nie było zbyt przesadnie, na 200 procent. I żeby było Ci łatwiej wejść w sytuację, proponuję Ci małą wizualizację. Wyobraź sobie teraz, że szef postanawia powierzyć Ci wykonanie zadania z kategorii prestiżowych, mogących zwiększyć Twoją renomę w firmie i przedstawiających Cię jako specjalistę w danej dziedzinie. Jak pewnie się domyślasz nie jest to nic w stylu namówienia współpracowników do uczestnictwa w kolacji integracyjnej, chociaż to też może stanowić niezłe wyzwanie. To, co sobie właśnie wyobrażasz to naprawdę gruba sprawa. Coś w stylu stworzenie od początku zupełnie nowego kanału dystrybucji dla produktu z kategorii tych bardziej egzotycznych w pół roku.
Od czego rozpoczynasz pracę?
Kto pomaga Ci w tym przedsięwzięciu?
Na jakie etapy rozpisujesz wykonanie zadania?
Ile poprawek przewidujesz?
Jeśli zakładasz korekty, ile czasu na nie przeznaczasz?
Co, jeśli nie wyrobisz się na czas?
Jakie są Twoje odpowiedzi? Czy utknąłeś/utknęłaś w którymś momencie? W którym? Z chęcią się tego dowiem, dlatego nie wahaj się korzystaj z sekcji komentarzy, którą masz pod wpisem.
Ja zakładam jednak, że w którymś momencie poniesie Cię wena i postanowisz ulepszyć swoją pracę, żeby zrobić na szefie ogromne wrażenie. Nie wnikam w to, który dokładnie jest to etap: bardzo szczegółowego badania rynku, opracowania koncepcji na podstawie dziesięciu scenariuszy, stworzenia prezentacji z wykresami w 5D, nie jest to ważne. Chciałabym jednak pokazać Ci, co może się wydarzyć, kiedy upiększasz swoje dzieło w nieskończoność. Co może wydarzyć się z Tobą, nie z projektem.
Jeśli jesteś już po po lekturze mojego ebooka na temat odkładania rzeczy na później, to zapewne wiesz już o istnieniu Gangu Słomy. Który z nich majstrował w tym przypadku? Dobre pytanie, ale muszę Ci napisać, że nie jest to dzieło jednego gangusa, ale dwóch. Wiesz, sprawa ma ogromny kaliber to i zmasowane działania się przydadzą. Rozpoznajesz który z nich maczał tutaj swoje paluszki? Brawo! To właśnie Słoma i Zwątpień. Nie sądzisz, że wypełnili swoje zadanie perfekcyjnie?
Jeśli nie masz jeszcze swojego egzemplarza, nie martw się. Ściągniesz go tutaj!
W psychologii wyróżnia się wiele objawów perfekcjonizmu. Ja wskażę Ci tylko niektóre – te, które moim zdaniem mogą poważnie przyczynić się do odkładania trudnych zajęć na później. Są nimi:
- Nadmierna punktualność lub skrupulatność,
- Trudności z podejmowaniem decyzji, ponieważ wiele z nich może okazać się niewłaściwymi, a co za tym idzie – nieidealnymi,
- Poprawianie innych i złość na to, że postanowili oni zrobić coś po swojemu,
- Brak umiejętności delegowania zadań,
- Uzależnienie od opinii innych i silna reakcja na krytykę.
- Obawa przed popełnieniem błędów,
- Przecenianie własnych możliwości i nierealistyczne przekonania na temat własnego wpływu na innych ludzi.
Duży kaliber, prawda? A to tylko wyimek tego, co odczuwają ludzie mający, nazwijmy to ładnie, „problem perfekcjonizmu”.
Marcin też odkładał na później…
Poznaj naszego dzisiejszego bohatera. Marcin to pracownik średniego szczebla w dużej korporacji. Pracuje w dziale HR, a do jego zadań należy między innymi projektowanie szkoleń językowych oraz wyznaczanie ścieżki kariery dla pracowników pionu językowego. Pewnego dnia dostał od przełożonego możliwość opracowania szkolenia z zakresu języka specjalistycznego związanego z ubezpieczeniami. Ze względu na to, że był to dla niego pierwszy taki projekt, chciał wszystko zrobić idealnie. Już pierwszego dnia opracował bardzo szczegółową listę podręczników oraz dokumentów, z których chciałby korzystać na zajęciach. Następnie opracował listę zagadnień, która obejmowała dziesięć tematów, mimo iż zakres szkolenia obejmował jedynie osiem godzin zegarowych. Później przyszedł czas na projektowanie poszczególnych zajęć. Ze względu na to, że Marcin chciał przekazać swoim kursantom jak najwięcej wiedzy, zdecydował się na przygotowanie obszernych materiałów, wykresów, zadań, list słówek i miliona innych pomocy, które mógłby wykorzystać.
Niestety los lubi płatać figle i tuż przed spotkaniem okazało się, że drukarnia, w której zamówił materiały szkoleniowe, nie wyrobiła się z drukiem. Marcin został na lodzie – bez skrupulatnie przygotowanych wykreślanek, zadań na uzupełnienie, fiszek, itp. Miał ze sobą jedynie dokumenty polis ubezpieczeniowych. Rozdał je kursantom. I wiesz, co się stało? Jego szkolenie było sukcesem, ponieważ kursanci bardzo wysoko ocenili to, że byli w stanie przeczytać i przetłumaczyć rzeczywisty dokument polisy niż bawić się w wypełnianie luk w ćwiczeniach pisemnych. A Marcin przekonał się, że projekt na czwórkę z plusem również ma duże szanse na to, żeby zachwycić odbiorców.
Co da Ci obniżenie standardów w pewnych sprawach?
Zwierzę Ci się teraz z czegoś. Nie lubię perfekcyjnej pani domu, jest mi nieco bliżej w stronę tej, której nazwa zaczyna się brzydkim słowem. W ogóle nie lubię tego typu programów, w których ktoś komuś pokazuje, że powinien wykonywać mało znaczące czynności na najwyższym poziomie, ponieważ uważam, że są fajniejsze rzeczy w życiu niż prasowanie skarpetek. Po co to? Inaczej Ci się w nich chodzi, jeśli przejedziesz je żelazkiem?
Wiem, przykład dosyć ekstremalny, ale właśnie na takich ekstremach chciałam pokazać Ci bezsens robienia wszystkiego na te przysłowiowe tysiąc procent. Nie dosyć, że tracisz swoją energię to jeszcze czas i pieniądze na odhaczanie punktów z bardzo szczegółowej listy to-do. Co jest potem, jak już wykonasz te czynności? Radość czy zmęczenie i pęd do kolejnych zadań? Nawet jeśli pojawia się lub mogłoby pojawić się jakieś zadowolenie z siebie to zapewne jesteś tak zmęczony/zmęczona, że nawet nie chce Ci się świętować sukcesu. A może w zamian za to zdecydujesz, które sprawy życia codziennego wymagają Twojej większej uwagi (na przykład: płacenie rachunków, dopilnowanie badań okresowych lub szczepień dzieci), a które możesz sobie nieco odpuścić. Przetestuj to i zobacz, jak to u Ciebie działa.
Nieco inaczej jest w sprawach zawodowych. Tutaj nie zawsze możesz sobie odpuścić, ale również w tej sferze możesz sobie poradzić. Bardzo lubię wyrażenie „należyta staranność”, które bardzo często określa to, w jakim stopniu powinnam wykonać dane zadanie. Ja akurat mam tak, że pracuję na swoim i zdarza mi się, że wraz z klientami i kursantami określamy zakres mojego działania, takie niezbędne minimum. Jest mi wtedy prościej oszacować, ile uwagi i starań powinnam poświęcić danemu zadaniu. Żeby nie przedobrzyć, nie zakopać się w robocie, której nikt nie doceni albo (o zgrozo!) uzna za niepotrzebną. I myślę, że Ty również możesz wprowadzić tę zasadę do swojego życia zawodowego. Nawet kiedy pracujesz na etacie. Znasz przecież swoje stanowisko, przełożonego, wymagania, co do Twojej pracy. Spróbuj, to może się udać. Oczywiście, o ile nagle znacznie nie obniżysz lotów.
To, co może Ci dać odejście od perfekcjonizmu to przede wszystkim więcej czasu na własne przyjemności, więcej energii, mniejsze poczucie presji bycia najlepszym, zaakceptowanie swoich słabości i braku umiejętności w pewnych sferach życia. Być może nauczysz się także bardzo ważnej zdolności: delegowania zadań i wiary w to, że inni wykonają Twoje zadania tak samo dobrze. Może tylko w nieco inny sposób.
Survivalowy projekt
Na zakończenie dzisiejszego wpisu chciałabym zaprosić Cię do małego testu. Ma on na celu przetestowanie twoich emocji i zmianę nastawienia do perfekcjonizmu. Zacznij od czegoś małego, powiedzmy z zakresu życia rodzinnego lub prywatnego. Instrukcja ćwiczenia znajduje się poniżej.
- Zrób sobie listę rzeczy do wykonania danym dniu, np. umycie okien, przycięcie trawy.
- Z tego spisu wybierz te, które mogą być wykonane na szybko, pobieżnie lub po prostu nie wymagają Twojego zaangażowania na 100%.
- Następnie z tych wyodrębnionych czynności wybierz jedną. To będzie czynność, na której będziesz testować swoją tolerancję na zmniejszenie perfekcjonizmu.
- Ustal swój poziom należytej staranności – coś, co jest dla Ciebie i najbliższych do zaakceptowania.
- Wykonaj tę czynność bez przykładania się do niej, na przykład nie docinaj od linijki każdego źdźbła trawy, żeby było równo tylko po prostu ją zetnij.
- Nie poprawiaj, chociaż Cię korci.
- Zastanów się teraz, jak takie wykonanie na pół gwizdka mało znaczącej czynności na Ciebie wpływa. Jaki jest efekt? Czy spełnia warunki ustalonej wcześniej należytej staranności? Jakie są wnioski?
- Jak się teraz czujesz?
Droga do ustalenia i zaakceptowania złotego środka w postaci wspomnianej już przeze mnie należytej staranności może nie być prosta. Ale wierz mi, że każdy były perfekcjonista przez nią przeszedł. Jeśli sprawia Ci trudność zaakceptowanie obniżonej jakości wykonania zadania, może buduj sobie listy tego, co zyskasz nie wkładając w dane zadanie 200 procent mocy.
Mam nadzieję, że taka forma motywacji będzie dla Ciebie skuteczna. A na razie życzę Ci powodzenia w wykonywaniu survivalowego projektu.
Trzymam za Ciebie kciuki!
Ania